Bash teddy bear - grzmotnij misia
Trzepnij misia
Szczęśliwym także jest ten, kto z dala żyje od państwa kierowanego przez zarozumiałych, pełnych pychy i cwanych urzędników. Takich miejsc na świecie jest już coraz mniej.
Niemalże każde państwo robi wszystko, aby dobrać się do skóry swoim poddanym. Jedne kraje robią to z umiarem a inni z niebywałą bezwzględnością.
Często jednak, zdarza się tak, że główny wódz narodu jest przychylny swoim poddanym. Cóż jednak może zrobić, kiedy wśród ponad pół milionowej armii znajdą się „komanda śmierci państwa” - grup urzędników powiązanych z sobą niewidzialną nicią sympatii? Szczególną sympatią.
Co łączy tych urzędników i dlaczego tak trudno wyplenić ich z naszego państwa?
Jest kilka elementów, które spajają owe grupy inbredowskie, należące do głównego nurtu ideowego współczesnego świata, czyli „bękartów cywilizacji”.
Zacznijmy od jednego z nich. Przynależność do grupy. Jestem urzędnikiem. Tak, mam możliwość wydania decyzji, ukarania obywatela, postępowania zgodnie z obowiązującym prawem. Jest jeszcze jedna rzecz charakterystyczna dla wszystkich urzędników.
Urząd ma obowiązek pomagać obywatelom.
Po co? Sprawa jest jasna. Każde państwo stara się stworzyć jak najlepsze warunki obywatelom, gdyż od tego zależy byt i rozwój danego kraju. Im więcej możliwości ma obywatel, tym chętniej uczestniczy w rozwoju swojego narodu. A tu już mamy blisko do takich rzeczy jak podatki i ich wielkość czy stopień rozwoju gospodarki.
Im mniej jednak ma do powiedzenia zwykły mieszkaniec - a to jest zależne wprost proporcjonalne od „wielkości rozumu” w mózgu urzędnika, tym większy jest udział „misa” w kreowaniu państwa.
„Miś”, aby egzystować musi mieć właściwy klimat w urzędzie. Czyli mieć właściwą pozycję - najlepiej jest być naczelnikiem, kierownikiem. Mile widziane jest posiadanie znajomości wśród przedsiębiorców chętnych do współpracy poza „protokołem prawnym”. Właścicieli firm, którzy posiadają ogromną wiedzę na temat zwykłych „kopert” wraz niebywałą umiejętnością w używaniu jej zawartości.
Dla „misia” ważna jest tzw. przykrywka. Z reguły to jego najbliższy przełożony, który ochrania jego działania. I tu ważna rzecz, jaka jest obserwowana. Często jest, że następny przełożony jest także „przykrywką”, czyli następny „miś”. A gdy jest inaczej? Nie ma „misia” już dalej?
Życie pokazuje, że są to osoby wybitnie niekompetentne. Ile razy widzieliśmy różnych kierowników, naczelników, dyrektorów, wojewodów, ministrów, którzy na wskazanie im błędu podwładnych otwierali szeroko oczy ze zdziwienia lub usta jak tow. Breżniew?
Są jednak urzędnicy, którzy zamiast „rybich oczów czy ust” reagują szybko i sprawnie. Życie jednak pokazuje, że są w zdecydowanej mniejszości. I raczej nie cieszą się popularnością wśród zdecydowanej części kadry kierowniczej, mediów i pewnej warstwy społeczeństwa.
Czym jeszcze zaskakuje „miś”? Utrzymywaniem kontaktów z podobnymi sobie. Tu panują zasady „ja teraz tobie a ty mnie jutro”; „ręka rękę myje”. Taki sposób myślenia stworzył tzw. przechowalnie „misiów”. Polegają one na przeniesieniu „misia”, który „podpadł” obywatelom lub prawu w bezpieczne miejsce, gdzie zapada w zimowy sen do następnej wiosny „misiów”. Bezpieczne miejsce to przesunięcie na wyższe stanowisko, do innego działu, urzędu - wszystko w ramach akcji tzw. reorganizacji danego odcinka. Zjawisko to obserwuje się w całej administracji rządowej. We wszystkich krajach zwanych wysokorozwiniętych. Narody mniej „cywilizowane” z reguły stosują inne, dziwne metody. Ukamieniowanie, obcięcie głowy, kończyn, wygnanie z wioski lub obrzeża na okres dożywotni. Ponoć są to metody zaliczane przez wielu do brutalnych, barbarzyńskich. Nie jesteśmy tak do końca przekonani, co do słuszności owej oceny.
„Miś” pielęgnuje swoje układy z innymi urzędnikami i szuka w nich podobnych jemu. Urzędnik taki zabiega o „szczególne wparcie” lokalną policję, urząd skarbowy, różne inspekcje ( ochrona środowiska, BHP, nadzór budowlany itd.). Częstym zjawiskiem są bliskie kontakty „misia” z wymiarem sprawiedliwości czyli nieoficjalne przyjaźnie z częścią sędziów, prokuratorów. Miejsca poszukiwań są różne. Często są to uroczystości, imprezy kulturalne, szkolenia urzędników ( tam dopiero się odnajdują się „misie”!), wyjazdy służbowe i wymiana „adresów” zarówno służbowych jak i prywatnych.
Warto podać kilka przykładów tych „misiowatych” zachowań. Z życia wzięte.
Sekretarz pewnej rady miejskiej obraża was w rozmowie telefonicznej. Piszecie skargę do prezydenta - jest bezpośrednim przełożonym, gdyż obsługa każdej rady należy do obowiązków administracji. Prezydent odpowiada, że nic nie może zrobić, gdyż nie ma możliwości sprawdzenia tego faktu. Nie ma nagrań, nie ma świadków. A sekretarz rady miasta wypiera się wszystkiego. Co zrobić?
Prawnik jednego z urzędów wojewódzkich w rozmowie telefonicznej dotyczącej skargi na niższego szczebla urząd, narusza waszą godność osobistą, stwierdzając, że tu cytat - „Pan chce załatwić jakąś swoją sprawę prywatną a nie samą skargę”. Koniec cytatu. Oczywiście zwykły człowiek zachodzi w głowę - co może wiedzieć o nim osoba biura prawnego w województwie, skoro on mieszka na „zadupiu”? Skąd on ma te informację o moim życiu prywatnym? A rzecz jest banalnie prosta. Jest „misiem” a informację uzyskał od „misia” z „zadupia”. Wojewoda reaguje identycznie jak „miś przyzwoitka” zarządzający „zadupiem”.
Policjant powoduje wypadek na wiadukcie w pewnym mieście. Jakoś tak wyszło, że sprawę tuszowaną przez innych policjantów ktoś przerwał. Co się stało z policjantem i jego „kompanami”? Zostali przeniesieni służbowo na sąsiednie placówki. Ilu urzędników, komisarzy, prezesów spółek skarbu państwa, sędziów, prokuratorów, posłów, senatorów co roku są przenoszeni do „przechowalni”? Ile to kosztuje? A to wszystko przez „misie”.
Szczególnym miejscem grasowania „misiów” są rady miast, gmin czyli jednostki samorządowe.
Przykłady takich i innych działań „misia” wielu mieszkańców ziemi doświadczyło na własnej skórze. Często w sposób dramatyczny, nie rzadko tragiczny dla wielu.
„ I tak dożywszy wysokiej renty, nigdy w d… niekopnięty”
Co z tym fantem zrobić? Nic prostszego
„Trzepnij misia!”
Jak? Po prostu nie daj się. Cham urzędnik lub radny? Poinformuj innych. Tu wskazana poczta pantoflowa. Narzędzia? Rozmowa, telefon, sms, czasem jakieś forum. Metoda „podaj dalej” też się sprawdza. „Miś” cwaniak prawny? Nie daj się, popytaj znajomych, szukaj w internecie w poradach prawnych. Staraj się być bardziej cwanym. Nie wygrałeś dzisiaj? Wygrasz jutro, pojutrze. Nie ty, to może twoje dzieci, wnuki, znajomi, sąsiedzi lub inni uczciwi ludzie.
Pamiętaj, że „miś” zbudowany też jest jak człowiek i się męczy. Gnęb go dniami, miesiącami, latami. Wskazuj go ręką na ulicy, przystanku, w sklepie, na bankietach, i imprezach. Buduj jego prawdziwy wizerunek, stwórz milczący mur wokół niego i jego podobnym.
Nie odpuszczajcie im. Piszcie skargi - nie donosy, nie poniżajcie się do jego sposobu myślenia i działania. Jeśli jego przełożony będzie grał z wami w „durnia” lub przeciągał sprawę, szukajcie na wyższych szczeblach.
Nie rozmawiajcie z urzędnikami sami. Zawsze niech ktoś z wami będzie. Nie ważne czy rozmawiacie z policjantem czy urzędnikiem skarbowym lub innego urzędu. Nagrywajcie każdą rozmowę - proszę nie zapomnieć o wcześniejszym poinformowaniu o nagrywaniu. Gorąco namawiamy - to daje piorunujący efekt. Nie wstydźcie się tego. „Misie” są warte takich działań.
Na jednego „misia” przypada kilka tysięcy obywateli. Można go zarżnąć. Trzeba tylko chcieć.
Niby dlaczego jak chcemy się napić zwykłej kawy to musimy pójść do pracy, poczekać na wypłatę i dopiero wtedy pójść do sklepu. A „miś”? Wcale nie musi tego robić. Ma kawę codziennie na swoim biurku, nie płaci za nią, nie czeka. I ma czas na obmyślanie jak stworzyć swój „misiowaty” świat kosztem innych.
Czy musimy sobie odmawiać porządnego urlopu, wysłania dzieci do szkół i wielu, wielu wspaniałości tego świata tylko dlatego, że na naszej drodze ku normalności stanął „miś” w skórze człowieka? Średnio w każdym państwie około 30 % dochodu jest „likwidowane” przez działalność „misia”. Dużo czy mało? „Miś” powie, że to pryszcz. A co ty o tym sądzisz?
Nie po to żyjemy, aby byle cwaniak wykorzystując tylko swoją społeczną pozycje jako urzędnik niszczył naszą inwencję, marzenia i życie. Tylko dlatego, że ubzdurał sobie bycie „misiem”.
I na koniec dwie drobne rady. Potraktuj tą walkę z „misiem” jako hobby, lepiej smakuje i nie obciąża psychiki. I pamiętaj, że któregoś dnia tobie też słońce zaświeci. Więc w drogę - „trzepnij misia”.
Opracowanie zbiorowe - październik 2009, uzupełnione luty 2011
.