Majętny to matoł, bogaty to człowiek
Są w życiu każdego człowieka chwilę, które zostają z nami do końca życia. Lubimy do nich wracać i żałujemy, że się nie mogą powtórzyć. Każdego dnia czy godziny.
Co roku zgodnie z niepisaną tradycją, spotykamy się w naszym skromnym gronie. W różnych częściach świata. Najczęściej w Europie.
O czym rozmawiamy? Niemalże o wszystkim. O przyszłości, co nas boli, jak rozwiązać obecne i przyszłe problemy. Wymieniamy doświadczenia, uzupełniamy swoją wiedzę. Owe „sympozja” odbywają się bardzo często w przytulnych miejscach, restauracjach czy kafejkach, gdzie specyficzna atmosfera miejsca zachęca do tego typu spotkań. Czasem dołączają do naszych dyskusji obcy nam ludzie. W Polsce takie „flirty” z innymi ludźmi też bywają. I wtedy robi się często bardzo interesująco. Szczególnie, gdy dotykane są wrażliwe tematy.
Polska jest innym krajem. Ma swój urok, piękno. Jak każde państwo ma swoje wady i zalety. Po prostu jest „sobą”. Owa odrębność powoduje, że przyjeżdżamy tu, nie tylko ze względu na osobę naszego przyjaciela. Jest dla nas małą odskocznią od naszych krajów, często zupełnie innych. Inna mentalność, tradycja, kultura, spojrzenia na wiele tematów zawsze nas pociąga. Możemy czegoś się nauczyć, zdobyć nowe doświadczenia. To bardzo cenne.
Tematyka naszych spotkań nigdy nie jest planowana. Spontaniczność rozważań prowadzi często do zdarzeń, które zostawiają trwały ślad w naszej pamięci. Z reguły „nikczemnym prowodyrem” jest nasz przyjaciel. Jego zaskakujące idee, inne spojrzenie na dany temat, to jest coś, co powoduję, że czasem rewidujemy swoje poglądy. I nie tylko my.
Ostatnia nasza wizyta w Polsce zaowocowała także w podobne żywe dyskusje. Do naszej dyskusji w pewnej nadmorskiej miejscowości, w sympatycznej kafejce, dołączyła grupa osób z Polski. Ludzie w różnym wieku. Jak zorientowaliśmy się, były to osoby, które w Polsce określa się, jako „bogate”. Zawiązała się między nami dyskusja o ludziach „bogatych” w świecie. Zaczęliśmy „mierzyć” różnice między ludźmi „bogatymi” w świecie a w Polsce. Ot taka zwykła rozmowa, wymiana poglądów, informacji.
Słowo „bogaty”, jest w cudzysłowie. Celowo. Dlaczego? Podczas naszej rozmowy słowo to padło wiele razy. Uchodziło bezkarnie przez kilka wątków. Do czasu … aż spotkała je surowa kara. W pewnej chwili do dyskusji włączył się nasz przyjaciel. Zupełnie niechcąco. Zapraszamy do …
Międzyzdroje 2014.
„Jest ciepły sierpień. Późnym popołudniem zebraliśmy się w dosyć przytulnej restauracji jednego z hoteli, ulokowanych tuż przy promenadzie. Wszyscy lubimy takie chwile. Możemy spokojnie porozmawiać, opowiadać nawzajem o swoich problemach. Szukać nowych rozwiązań. Mimo już nieco późnego wieku, nadal się uczymy, otwieramy się na nowo, na świat i jego problemy. Czasem dołączają do naszych dyskusji inni ludzie. Z reguły nieznani. Wyrażają swoje opinie, poglądy….
- A co pan sądzi o ….( tu padło nazwisko polskiego przedsiębiorcy)? Jak się zorientowałam w tym gronie jest pan Polakiem – skierowała pytanie do Paula, szykowna starsza kobieta sąsiedniego stolika. Zapewne matka jednego z obecnych, młodych ludzi, chyba przedsiębiorcy.
Spojrzałem na Paula. Jego elegancja, elokwencja, szyk oraz umiejętność rozwiązywania wielu problemów zaczynała zakreślać coraz większe kręgi. W jego oczach o miłym i miękkim spojrzeniu ujrzałem mały błysk. Sprytnie uśmiechnął się.
- Wydaje mi się, że bardziej kompetentnym byłby ów Pan – wskazał na milczącego dotychczas przyjaciela – On mieszka tutaj i doskonale zna autochtonów.
Wszyscy spojrzeliśmy na Pit’a. Ten zapewne znudzony dyskusją, patrzył na korowód ludzi na promenadzie. Sięgnął po filiżankę z kawą, wziął mały łyk i powoli odstawiając spojrzał w kierunku osoby pytającej.
- Dla mnie to nie bogaty człowiek, lecz zwykły matoł, krętacz i cwaniak – powiedział bardzo spokojnie i … nie zważając na nikogo i co powiedział, zajął się swoją ulubioną szarlotką na gorąco.
Paul po cichu przetłumaczył nam słowa. Zaciekawieniem czekaliśmy, co będzie dalej. Poznaliśmy już ten schemat.
Starsza pani podjęła temat.
- Dlaczego Pan tak uważa? Zna go Pan? Rozmawiał Pan z nim osobiście? Przecież Pan go wyraźnie obraża. I nie tylko jego.
Widać było, że kobieta chyba znała osobiście słynnego na całą Polskę „bogacza”. Nam obcokrajowcom, nic to nazwisko nie mówiło.
Źle to wróżyło. Pit odłożył talerzyk, otarł kąciki ust serwetką. Oparł się wygodnie, spojrzał na kobietę.
- Coś Pani opowiem. Proszę sobie wyobrazić pewną sytuację. Ktoś postanowił zrobić dowcip w Polsce lub gdzie indziej w świecie. Wysadził w powietrze elektrownie. Można też inaczej. Nastąpił kataklizm pogodowy czy trzęsienie ziemi i prawie wszystkie elektrownie uległy awarii. Zniszczone linie przesyłowe i tak dalej. Na trzeci dzień, ktoś stanie tuż przy mojej furtce. Będzie to ubrany w smoking jegomość, zmarznięty, nieogolony i trzymający w jednej ręce zwykły kubek z jakimś durnym napisem, a w drugiej ręce torebkę z jakimś proszkiem. Poprosi o gorąco wodę, aby mógł zalać sobie zupę w proszku, gdyż o dwóch dni nie miał nic w ustach ciepłego. Przyszedł, gdyż zauważył dym z komina. Pytał czy może się trochę ogrzać, gdyż jego dom z powodu braku prądu jest zimny.
Zrobił małą przerwę. Przez szyby spojrzał na ulicę i barwny pochód spacerujących ludzi.
- To na pewno będzie Pani „bogacz”. Wystarczy mała awaria gdzieś tam i jego „bogactwo” leży w gruzach. Oto stoi przed Panią jej ulubieniec biznesu. Zmarznięty, głodny tylko z jednego powodu – brak prądu. Jego dom jest teraz tyle wart, co wiejska obora. Gazu nie ma, bo niby skąd? Pompy nie działają, akumulator wysiadł, paliwa nigdzie nie kupi. Co gorsza, jego miliony szlag trafił w czeluściach nieczynnych kont bankowych. A gotówki nie ma. Zamiast niej ma plastikowe karteczki, które nie nadają się nawet do podtarcia, gdyż są zbyt twarde i niewygodne w użyciu. Są piękne, lecz bezwartościowe, co najwyżej może podgrzać sobie kominek w salonie. W sklepie nie kupi nawet zwykłej wody. Zwykłej nici do przyszycia guzika. Nic, kompletnie nic. W ciągu jednej chwili jest „zerem”. Spadł na dno hierarchii społecznej, niżej niż menel, gdyż ten, mimo awarii energetycznej nic nie stracił. Wręcz przeciwnie, menel dopiero zacznie swoje łowy i wspaniałe życie.
- I kto tu jest „bogaty”? – spytał intrygująco. - Myli Pani pojęcia – ciągnął niedbale – „bogaty” a „majętny”.
Dał czas do namysłu, sięgając po filiżankę z kawą. Kątem oka zauważyłem, że najbliższe nam stoliki z zainteresowaniem słuchają. Paul skończył tłumaczyć.
- Zdaje sobie doskonale sprawę, że w potocznej mowie słowo „bogaty” znaczy osobę z wyższych sfer ekonomicznych, mających opinię inteligentnych, mądrych i takie tam bzdety. Fakty, a więc prawda jest zgoła odmienna. Owi sławni „bogacze” w zdecydowanej części to zwykłe matoły, cwaniaki, często bardzo aroganccy, które potrafiły w określonym momencie skorzystać z okazji i nagle zdobyć spory majątek. Spotyka się także osobników, którzy po latach ciężkiej pracy doszli do jakiegoś tam majątku, lecz ów z czasem mocno pokiereszował umysł.
Tak naprawdę to musimy ich nazywać inaczej – osoby majętne. Posiadające majątek, w takiej czy innej formie. Wszystko, co związane jest z sferą ekonomiczną. I to wszystko, żadni z nich „bogacze”.
Poczekał na Paula.
- Dla mnie bogaty człowiek to raczej osoba niezwykła w dzisiejszych czasach. Ma duszę, potrafi nachylić czoła nad chorym, nieznanym sobie człowiekiem. Wie, co to empatia, nie tylko zna to słowo z teorii, lecz doświadcza tego codziennie. Pomaga innym bez względu na swoją sytuację. Potrafi odmówić sobie, tylko po to, aby ulżyć w ciężkiej doli innym, słabszym od siebie. Jest uczciwy, prawy, odpowiedzialny. Przekłada innych nad swoimi słabościami. Ma serce i duszę. I co najważniejsze jest w środku duszy, szczęśliwy z tego co czyni każdego dnia. Bogactwo to raczej mentalność, tego nie nauczy się człowiek w szkole czy na studiach. To się wynosi z domu, z ulicy, środowiska. Czasem człowiek dojrzewa po latach do bycia bogatym. I żałuje wtedy, że zmarnował życie na bycie majętnym.
Zatrzymał się chwilę.
- Bogaty to jakby chodząca dobroć. No, może nazbyt patetycznie powiedziane. A majętny? Co z tego, że ma złoty krzyż? Żonę miss czegoś tam, najnowszy i najdroższy model auta. Wielki dom lub zamek. Jachty, samolot, złote karty, obrazy na ścianach. Wszelkie dobra materialne, które najczęściej posiada w wyniku okradania innych ludzi, oszukiwania, drogą małych i dużych kłamstw, hipokryzji.
- Skąd Pan wie, że …. jest złodziejem? – Spytał młody człowiek, siedzący przy następnym stoliku.
Pit spojrzał w jego stronę.
- Co Pan wie o nim? Przypomnijmy jego zdobycze. Ma udziały w … Jest właścicielem lub głównym udziałowcem kilkunastu zakładów w Polsce. (Tutaj padły nazwy i firm). Prawda? – Wiedza przyjaciela nas nieco zaskoczyła. Padały nazwy zakładów, liczby zatrudnionych pracowników, nazwiska dyrektorów wraz z krótką ich historią, wielkość udziałów i ich podział etc.
- Tak – odrzekła młodzieniec.
- Pytanie teraz, jak wyglądają zarobki w tychże zakładach pracujących tam ludzi? Średnia europejska? Średnia krajowa? Bzdura. Doskonale Pan wie, że 80 procent tam ludzi pracujących ma stawkę podstawową, czyli około 1400 złoty na rękę. Prezes bierze 25 tysięcy plus dodatki, samochód służbowy. Pomagają mu tzw. kapo manago, czyli osobnicy bezwzględni, których jedynym zadaniem jest robić wszystko, aby podlegli pracownicy byli wydajniejsi każdego dnia, za tę samą płacę lub niższą. Za nędzne 5 tysięcy i ochłapy z pańskiego stołu czy puste słowa właściciela, są gotowi zniszczyć każdego, kto im się sprzeciwi. Czy to nie złodziejstwo? Jak Pan wróci z wczasów do domu, proszę sprawdzić ile osób jest zatrudnianych w tych zakładach na „śmieciówkach” i na „czarno”. Zaręczam, że zabraknie Panu wyobraźni. I jak wygląda sprawa z wypłatami w takich zakładach.
Zamilkł i spojrzał na rozmówcę.
- Widział Pan kiedyś zakład w ….(padła miejscowość)? – ciągnął dalej. - Proszę pojechać. Zobaczy Pan fabrykę żywcem wziętą z „Ziemi obiecanej”. Warunki pracy fatalne, ale na zewnątrz to firma wygląda całkiem dobrze. W środku „syf, kiła i mogiła”, mówiąc obrazowo po polsku. Sorry za „ludzki język”. Tak wyglądają „bogactwa” człowieka majętnego. Z niskich płac, niskich kosztów czyni się wielki zysk dla jednej, powtarzam jednej osoby.
Poczekał ponownie. Poprosił kelnerkę, coś szeptem chwilę rozmawiali. Sięgnął do wiszącej na oparciu krzesła kurtki, wyciągnął pakunek i podał kelnerce. Odeszła zmieszana.
- Kto tak robi? Matoł. Prawdziwy człowiek, ten bogaty, nie dopuszcza do głowy myśli, że może stać się majętnym kosztem samotnej kobiety, wychowującej dwójkę dorosłych dzieci. Albo zostawić swoich pracowników bez pensji i wyjechać na dłuższy weekend. A tak robią matoły, cwaniaki i aroganci.
- Czy widział Pan kiedyś człowieka bogatego na uroczystych bankietach? Prawda, że to rzadkość. Ci ludzie nie mają czasu na takie „pierdoły”. Czym mają się na nich chwalić? Że umyli starszą schorowaną osobę? Zrobili zakupy dla Pana Janka, inwalidy bez nóg? Kogoś zawieźli na badania do odległego o 100 km szpitala? I to zrobili po swoich godzinach pracy. Tym mają się chwalić? Komuś kompletnie odbija.
- A co robią majętni? Wszędzie ich pełno. Telewizja, internet, prasa krajowa lub lokalna. Wywiady, ekspertyzy, pouczają wszystkich na wszelkie sposoby. Radzą jak żyć i zdobyć fortunę. Ich dzień powszechny to stałe myślenie skąd wziąć kasę, kogo złupić, oszukać. Jak najniższym kosztem najwięcej zarobić. Bezwzględnie. Totalne zagubienie i zdurnienie. Czy to nie definicja matoła społecznego?
Przerwał. Do przyjaciela podszedł właściciel lokalu. Coś z sobą po cichu dyskutowali. Pit ręką wskazał na swój stolik, młody mężczyzna kiwnął głową i odszedł.
- Dla mnie słowo „bogactwo” – zwrócił się do kobiety – także oznacza dalszy rozwój. Innych i siebie. Pomoc mniej sprawnym ludziom, aby mogli nie tylko godnie żyć, lecz rozwijać się, kształcić. Rozwój regionu, kraju. Wspomagać te obszary, które z braku środków finansowych lub innych przyczyn nie mogą iść do przodu. To jest bogactwo. Proszę zwrócić uwagę, że wiele osób używa właśnie tego znaczenia dla określenia pewnego stanu rzeczy. Kraj bogaty gospodarczo to region, gdzie technologia jest na wysokim poziomie, ludzie nie głupieją na widok tandety z zamorskich krajów, żyją w symbiozie między sobą i naturą. Dbają o czystość, porządek, ład gospodarczy, prawo. Mają do tego odpowiednie narzędzia. Nie łopaty czy „wyrwane” z jakiś złomowisk w Niemczech maszyny wieloletnie, lecz sprzęt wysokiej klasy, wyprodukowany we własnych, nowoczesnych zakładach. Bogaty kraj ma nowoczesne szpitale, nikt nie umiera w karetce jeżdżącej w te i nazad. Nie musi ulegać korupcji obcym firmom farmaceutycznych i tak dalej.
Do stolika podeszła kelnerka. Na stoliku przed Pit’em nieśmiało postawiła mały kieliszek z grubego szkła. Obok postawiła karafkę z lekko żółtym płynem. Wszystko na małej tacy. Spojrzałem zdziwiony na Paula. Uśmiechnął się do mnie. Nachylił się.
- To łobuz. Najprawdziwsza, oryginalna tequila.
- Z pini? - spytałem cicho.
- Nie, czyściutka, taka jaka ma być – odrzekł konfidencjonalnie. – Z pewnego gatunku kaktusa. Później wyjaśnię.
- Skoro tak Pan przedstawił swój pogląd na temat bogactwa, niech mi Pan odpowie, czy człowiek jak go Pan nazywa bogaty, może być majętnym? – spytała młoda kobieta z sąsiedniego stolika.
- Oczywiście, że tak. Jak najbardziej, nic nie szkodzi na przeszkodzie. – Odparł szybko kierując się w jej stronę. – Wcale się znaczenia tych słów nie kłócą z sobą. Można być bogatym i majętnym. To normalne.
- Nieco to dla mnie niezrozumiałe – powiedziała starsza kobieta. - Spytam ponownie, skąd Pan wie, że … i … są dla przykładu nie bogaci, tylko majętni, czyli matoły.
- Skąd? Gdzie Pani żyje? Niech Pani wyjrzy przez okno, wyjdzie na ulice. Dotknie życia tam za rogiem tego hotelu. Proszę spojrzeć, czy ci ludzie obok nas, za parkiem, mieszkających w tych ruderach pamiętających Hitlera, Stalina żyją tak jak powinni żyć w XXI wieku? Myśli Pani, że to mała garstka Polaków? Jaka średnia jest płaca w Polsce? Około 4 tysięcy złotych. Brutto, czyli netto jest o wiele mniej. Dane te dotyczą tylko około 5-6 milionów Polaków. A co z resztą pracujących? Ich płace się nie liczą w państwowej statystyce? Pytam się, gdzie są wynagrodzenia, emerytury, renty ponad 15 milionów Polaków? Dlaczego ich płace się nie wlicza do GUS-u?
Spróbujmy porównać zarobki w Niemczech a w Polsce. Niech będzie 4 tysiące na głowę. To jest brutto. Netto to kwota rzędu 2800 złotych. To i tak jest czterokrotnie mniej niż za Odrą. Tam zarabia się dwa tysiące euro netto. Wiadomo, że koszty w obu krajach są różnie rozłożone. Jednak to my jeździmy po maszyny do Niemiec, a nie odwrotnie. To znaczy na szroty, a nie do fabryk, gdyż na nowy sprzęt miliony polskich przedsiębiorców nie stać.
Odpowiem na Pani pytanie – skąd wiem, że to matoły. Proste. Ubóstwo wielu Polaków, ich niejako hymn narodowy czyli „kradnę, bo muszę” oraz „kradnę, bo nie chcę być w mniejszości”, skąd się bierze? Czy to rząd zatrudnia miliony Polaków? Nie, zatrudnieniem zajmują się prywatne firmy. Dają prace i możliwość zarobków. Kilkanaście milionów Polaków pracuję za podstawową płacę. Kilka milionów emerytów „marzy” o śmierci, gdyż nie stać ich na godne życie. Zamiast na emeryturze odpoczywać, zwiedzać świat, jak czynią w wielu innych krajach, połowę swojego czasu spędzają w szpitalach, przychodniach. Są tacy „zdrowi”, że połowę emerytury wydają na leki. Dlaczego? Eksploatacja firmach „bogaczy”. W Polsce kupić telewizor, samochód, dom za gotówkę może tylko nieliczna grupa osób. Reszta jest zaganiana do banków po kredyty.
Przerwał, sięgnął po karafkę i napełnił kieliszek.
- Kto jest temu winien? Rolnik z Komańczy? Nie, ten, który uważa się za czyli majętnego. To on jako nieudolny pracodawca jest w głównej mierze winny za taką sytuację. A już ci co przez wielu uważanych za „sól ziemi”, są szczególnie nieudolni. Oni potrafią tylko jedno – wprowadzać w życie społeczne egoizm, arogancję, cwaniactwo, zarozumialstwo. Nawet głupiej fabryki samochodów nie potrafią wybudować. Potrzeba Włochów, Niemców aby cokolwiek postawili. Gdzie są ci nasi „mocarze”? A może tak naprawdę to matoły? Dla mnie bogaty przedsiębiorca to ten co rozwija firmę, siebie, pracowników, dba o nich, nie okrada, zaniża pensję i płaci na czas. Tworzy nowe technologie, jest innowacyjny, twórczy, stara się aby jego ojczyzna była nowoczesna. A kim jest przedsiębiorca, który produkuje buble, lub sprowadza tandety z zagranicy? Zaniża pensję, nie inwestuje w firmę, w kadrę – to zwykły matoł. Co z tego, że ma duży majątek? Jaki pożytek z tego ma Polska? Przecież prawie każdy z nich unika płacenia podatków tu, w Polsce. Tak robi człowiek „bogaty”? Nie, majętny, gdyż jego głównym celem jest majątek, jakieś głupie poważanie wśród rządzących, posłów, urzędników. Po co? Bo jest biedny a nie bogaty.
- Stąd wiem, że to matoły. Z faktów, rzeczywistości. Nie czytam polskiej prasy, gazetowej czy internetowej. To są media wybitnie sterowane. O telewizji nawet nie chcę mi się mówić.
- Dlaczego? Przeszkadza Panu to, co pokazuje telewizja? – uparcie drążyła temat.
- Droga Pani, jeśli Polacy, co tydzień oglądają od ponad 20 lat te same twarze, to Pani wybaczy, idzie wymiotować. Gość czy „kobitka”, którzy spartolili, jako minister czy premier lub prezydenta tę czy inna sprawę, jakąś strategię gospodarczą, a od lat nadal „dziennikarzyny” zapraszają i na wizji pytają o rady, oceny i tak dalej. To jak określić telewizję? Zakładam, że Pani jest właścicielką firm lub firmy. Zwalania Pani dyrektora, który zawalił Pani jakiś dział w firmie. Czy po zwolnieniu będzie Pani dzwonić czy spotykać się i pytać go radę?
Spojrzał pytająco. Czekał na odpowiedź.
- Oczywiście, że nie.- odparła spokojnie.
- To, dlaczego kilka milionów Polaków ma oglądać, co jakiś czas „partaczy” Rzeczpospolitej? W czym może mi doradzić Wałęsa, Miller, Kwaśniewski, Tusk, Rostowski, Kaczyński, Ziobro, Schetyna, Modzelewski i tak dalej? Proszę spojrzeć wokoło. Tu siedzą ludzie z różnych krajów z całego świata. Oni za każdym razem, gdy są w Polsce nie mogą się nadziwić jak bardzo Polska jest zacofana. I to w wielu dziedzinach. Mimo, że ma jedno z najlepszych położeń geograficznych i warunków klimatycznych i geologicznych. Jak to możliwe? Możliwe tylko w jeden sposób. Brak kadry rządzącej i coraz większe „plemię matołów”.
Mam dość opowieści o rozwoju Polski, o wzroście gospodarczym. To zwykły mit, medialne kłamstwo. Ot, taka demagogia z lat trzydziestych, potem z czasów „czarnej komuny”.
- Droga Pani, wróćmy do majętnych, gdyż to oni mają potężny wpływ na to, co dzieje się z krajem. Otóż owi „partacze” bardzo często, aby poprawić swój wizerunek „okradają” etykę i zasady moralne. Oni „udają”, że są tacy jak inni. To chamskie i aroganckie oszustwo. Bardzo skrzętnie maskowane. W mediach aż zanadto to widać. Dla mnie to patologiczne osobniki. Dno ludzkości.
- Wszystko zależy od punktu siedzenia – stwierdziła hardo kobieta.
- Nic z tych rzeczy. W etyce nic nie zależy od punktu siedzenia. Czy jest Pani premierem czy sprzątaczką w supermarkecie, etyka jest etyką. Uczciwość jest uczciwością. Prawdomówność jest prawdomównością. Czy sądzi Pani, że prezydent ma lepszą „odpowiedzialność” od kierowcy ciężarówki? Odpowiedzialność jest identyczna. Za swoje błędy w pracy każdy z nich odpowiada. Różnice występują dopiero w wymiarze kary.
Zwrócę Pani na dosyć interesującą rzecz. Na wybitnie chore prawo i wyjątkową obojętność społeczeństwa polskiego w tej materii. Otóż prezydent za swoje błędy czy „szmatławe gesty”, ponosi odpowiedzialność. Jest jednak ona niewspółmierna do kary, jaką ponoszą inni ludzie za swoją głupotę. Kierowca za spowodowanie wypadku, niekoniecznie tragicznego jest karany natychmiast i skutki z reguły są dla niego dotkliwe. Utrata pracy, kara finansowa, często wykraczająca poza jego możliwości finansowe.
A jaką karę ponosi prezydent, premier, poseł czy urzędnik?
Żadną, szanowna pani. Co to za kara, że pozbawi się go stanowiska prezydenta? Proszę spojrzeć na Polskę. Jaką karę ponieśli Kwaśniewski, Wałęsa, Miller, Pawlak, Balcerowicz i inni za swoje błędy, których skutki będą odczuwały następne pokolenia? Żadną. Cóż z tego, że nie są już na tym stanowisku? To jest kara? Wolny żart. Oni nadal żyją jak „pączki w maśle”. Dobrobyt ich się nie pomniejsza, lecz rośnie z dnia na dzień.
A nasz kierowca? Utrata pracy to z reguły brak środków do życia dla niego i jego rodziny. Ma trudności z znalezieniem nowej. Jak ma wyrok z kk., to już pozostaje mu tylko jedno, przekwalifikować się. Bardzo często musi zaczynać wszystko od nowa.
Proszę spojrzeć, czy odpowiedzialność jest w tych przypadkach identyczna? Pani opowiada mi tutaj, że wszystko zależy od punktu siedzenia. To czysty absurd. W etyce nie ma nigdzie zapisane, że odpowiedzialność, uczciwość, prawość są inne dla premiera, a odrębne dla zwykłego obywatela. Czy Panią w dzieciństwie rodzice tak uczyli? Tata mówił, jak skończysz studia i zostaniesz politykiem czy urzędnikiem to nie poniesiesz kary za oszustwo czy składanie fałszywych obietnic. Nie będziesz się uczyć, to wtedy za wzięcie ołówka z pracy pójdziesz do więzienia.
- Czy tak wychowywali Panią rodzice? – spojrzał na kobietę.
Milczała patrząc na przyjaciela.
- Odpowiem za Panią. Nie, na pewno wyjaśniali, co to uczciwość, prawdomówność, odpowiedzialność. Uczyli to niemal codziennie, czasem świadomie, często bezwiednie. Tak jak ich uczyły poprzednie pokolenia. Skąd, więc ów „chory” pogląd o punkcie siedzenia? Podpowiem Pani. To wymówka marketingowa, aby nie ponosić konsekwencji za chciwość, nieuczciwość, zachłanność, czysty bandytyzm i tak dalej. W etyce i zasadach moralnych nie ma różnic między ludźmi. Zasada równości nie odróżnia prezydenta od rolnika. To samo dotyczy innych części kodeksu.
- Nie mogę się pogodzić z pewną rzeczą, majętny i bogaty. Jak to wygląda w rzeczywistości? – spytała „bizneswoman”, przynajmniej tak nam się wydaje.
- Miła Pani, proponuję małą przerwę, zaschło mi w ustach. – Rzekł przyjaciel. Wstał od stolika i skierował się w stronę baru. Zatrzymał się.
- Droga Pani, tak na marginesie – pochylił się lekko nad starszą Panią - wymienieni przez Panią polscy „bogaci”, tak naprawdę w świecie globalnej finansjery to czwarty – spojrzał na Paula, jakby szukał podpowiedzi – czy szósty garnitur. To „cieniasy” w lidze światowej. Naprawdę, prawie nikt ich nie zna. Te ich pozycje w polskich mediach to zwykły „polukrowany potwór”.
…
Rozmowa trwał jeszcze jakiś czas. Wyszliśmy późnym wieczorem na spacer po promenadzie. Potworzyły się małe grupki. Paul i Pit poszli przodem. Mnie przypadł udział towarzystwa starszej kobiety wraz jej synem i jego żoną.
Paul i Pit stali na tle szklanej tafli, z opływającą wodą. W tle kolorowe wesołe miasteczko. Paul coś tłumaczył przyjacielowi. Ten słuchał patrząc na wesołe miasteczko.
- Czy on chce zbawić świat? Ludzie się nie zmienią. – Odezwała się kobieta. Wskazała na Pit’a.
Spojrzałem zdziwiony.
- Przecież nikt od dzisiaj nie zacznie nagle rozróżniać „bogatego” od majętnego”. Nie wyobrażam sobie. Niemożliwe.
Spojrzała na mnie pytająco.
- Skąd taki pomysł? Nie, jemu na tym nie zależy. On to odróżnia, „bogaty” a „majętny”. Wyraził swój pogląd. Można go wziąć pod rozwagę, nauczyć się, a można przejść obojętnie. Można też skrytykować. On ma inny świat. Żyje tak jak chce i potrafi. Co zrobią z ty fantem inni, to już ich prywatna sprawa. Owszem miło by była, aby zaczęto rozróżniać człowieka „bogatego” od „majętnego”. Czy do tego dojdzie, czy ludzie dorosną? Nie potrafię tego ocenić. Ludzie sami muszą, w sobie, wewnątrz odpowiedzieć i podjąć takie lub inne działanie.
- Fakt faktem, że jest ogromna różnica między człowiekiem „bogatym” a „majętnym”. Wiele wyjaśnia to spojrzenie na ludzi i otaczający nas świat.
Rozmowa między przyjaciółmi dobiegała końca. Pit coś powiedział i odszedł w stronę mola. Paul do nas podszedł.
Spojrzał na mnie i wzruszył ramionami.
- Nie chcę nawet słyszeć. Jak do ściany.
- Przepraszam za wścibskość - grzecznie spytała starsza Pani – o co się spieraliście, jeśli wolno spytać?
Paul się uśmiechnął.
- Namawiałem, aby wyjechał z Polski. Ma gdzie mieszkać, miejsce od lat na niego czeka. Podreperuje zdrowie, odpocznie, tam będzie bardziej pożyteczniejszy niż tutaj. Tutaj jego życie według nas już się skończyło. Traci czas i sens. – Odpowiedział z smutkiem.
Spojrzeliśmy na znikającą w tłumie sylwetkę.
- Myślę, szanowny Panie, – odezwała się kobieta – że chyba teraz dotarło do mnie co mówił wasz przyjaciel. Czy ma jakiś majątek?
Zaskoczyło nas to pytanie. Z trudem odparłem.
- Nie, absolutnie nic, może poza ubraniem.
- Nie ma samochodu, domu czy mieszkania? Musi coś mieć.
Paul lekko dotknął mnie, postanowił odpowiedzieć.
- Absolutnie nic. Mieszka owszem w domku jednorodzinnym, lecz wszystko to jest przepisane. Nie jest jego własnością. Chociaż w każdej chwili mogło by być. Wystarczy jedno słowo, skinięcie.
Kobieta uśmiechnęła się do nas.
- Ja jednak myślę, że dobrze robi, iż chce zostać. To jego kraj, ojczyzna. Tu naprawdę jest wiele do zrobienia.
Zrobiła pauzę.
- Nie sądzicie Panowie, że on jest bardziej bogaty niż wy?
Spojrzeliśmy na nią zdumieni. Paul spojrzał na mnie.
- Chyba czegoś się dzisiaj nauczyliśmy, drogi przyjacielu. No i doigraliśmy się...