30 dni posła z Leszna
Dic, duc, fac, fer!

Mów ( prawdę), sprawuj urząd ( sumiennie), spełniaj ( swoje obowiązki) i znoś, ( co los zsyła)!

Ta maksyma łacińska wyjaśnia wszystko.

"30 dni posła z Leszna" to zapis rozmowy z naszym przyjacielem mieszkającym w Polsce. Z jednej strony szokujące wyznania aktualnego posła, z drugiej polska rzeczywistość. Gorzka dla wielu Polaków, w tym małych przedsiębiorców.

Trudno nam oceniać z perspektywy odległości, lecz z tak "nieciekawym" zachowaniem posłów spotykamy się nie tylko w Polsce.

Całość świadczy o jednej arcyciekawej rzeczy - nic się w Polsce nie zmieniło po wyborach AD 2011.
Obawiamy się, że Polacy będą brnąć dalej, kiedy cały świat zauważa, że z władzą coś jest nie tak.

A szkoda, gdyż w Polsce mieszka, żyje kultywując tradycję swoich przodków wielu mądrych i uczciwych Polaków.



"- A co według Pana mogę zrobić? - spytał poseł. - Nie chcę palić za sobą mostów.

Zatkało mnie. Zrozumiałem swój błąd. To pytanie było z tych "poza marginesu wyobraźni".

- No wie Pan, to Pan chciał być posłem nie ja. Ja mam Panu mówić, co ma Pan zrobić? - Zdumiałem się totalnie. Cisnęło mi się na usta pewne polskie dosadne zdanie.

- Napisałem pismo, teraz trzeba czekać 30 dni na odpowiedź. Tego przestrzegają w ministerstwie. - mówił poseł.

-, Ale przecież w art. 36 kpa jest wyraźnie napisane, że urząd ma odpowiedzieć niezwłocznie. Termin 30 dni jest w następnym artykule.

- Panie - tu padło moje nazwisko, już go nie słuchałem. Dotarło do mnie, że poseł to żaden poseł, lecz totalna porażka.

Co ja mogę zrobić według Pana? - Szumiało mi uszach.

Przerwałem mu.

- Wie Pan, jak już zaczynamy sobie mówić po nazwisku to koniec tej sprawy i naszych kontaktów. Do widzenia. Rzucił coś do słuchawki, że on także jest zadowolony, że kończymy naszą znajomość.

Klient spytał mnie, co się stało. Krótko opowiedziałem. Komentarz krótki.

- Panie przecież to mafia a nie sejm. Nie wiedział Pan o tym? Przemilczałem. Drugi komentarz, trzeci itd.
Zadzwoniłem do osób, których podjąłem się pomóc.

- Wiesz Paul. Żaden z nich nie był zaskoczony, wręcz przeciwnie, byli obojętni. Powiedzieli mi, wprost, że rozmowa z jakimkolwiek posłem to czysty idiotyzm. Tak to jeden określił.

- Powiedz krótko, o co poszło.

- Sprawa dziecinnie prosta. Jednak w Polsce dzięki rządowi i posłom to problem rangi międzygalaktycznej. I tak, co roku. Poszło o wagony, tzw. węglarki do przewozów mas towarowych typu opał, drewno, złom, materiały budowlane itp. Na rynku od kilku miesięcy był ich brak dla tego rodzaju odbiorców. Postanowiłem sprawdzić.

Rozmowy z PKP Cargo potwierdziły ów fakt. Węglarki przeznaczono do przewozu kruszywa na budowę autostrad. Realizowane są jedynie składy o zamówieniu powyżej 25 wagonów. W jednym mieście nawet pracownicy PKP byli zasmuceni, gdyż w dalszej perspektywie groziła im utrata pracy.

Głównym winowajcą okazał się rząd. Jakby było mało, dotarłem do pisma z jednego holdingu, który uprzejmie poinformował, że z dniem 30 września nie będzie obsługiwał znacznej części odbiorców. Względy, jakie podali pominę. Tak jest zawsze z opałem w Polsce od lat i ani komuniści, potem "wolni demokraci" do dnia dzisiejszego nie potrafią poradzić sobie z "pryszczatym" problemem gospodarczym. To tylko w Polsce można zobaczyć i poczuć.

Poprosiłem tutejszego posła o pomoc. Pomógł nam podczas "przekrętu leszczyńskiego”, jako radny, sądziłem głupi, że tym razem stanie na wysokości zadania. Zgodził się chętnie. Nawet przysłał email, w którym pisał, że tu uważaj zacytuję:

"witam serdecznie
Dziękuję za informacje. Trzeba tematem się zając!!!!!!!!!!!!!!
Pozdrawiam"

Seria wykrzykników.

W ubiegłym tygodniu, po potwierdzeniu, że nadal jest posłem skierowałem pismo na ręce Waldemara Pawlaka - nadal wicepremier i odpowiedzialny za "ład" w tym temacie.

Kilka dni później pytam się, co się dzieje, kiedy ja już trzy razy pisałem do Kancelarii Premiera odpowiada mi, że trzeba cierpliwie czekać.

No dzisiaj dzwoni kilka osób z zapytaniem, co słychać. Zadzwoniłem do posła i resztę już znasz.

Absolutnie go nie interesuję, że jeden z przedsiębiorców polskich musi zapłacić kary za brak dostaw drewna w wysokości 65 tysięcy euro. Gość jest na wykończeniu. Inni to samo.

Dwóch napisało mi w poczcie, że zwolniło już razem 10 osób, inni się już nawet nie odzywają. Ktoś szepnął, że ma zamiar, „spierd...", gdyż to nie kraj dla przedsiębiorczych itd.

A nasz wspólny znajomy Pan Z. jasno powiedział, co sądzi o promocji w Polsce uczciwych zasad w prowadzeniu biznesu. To powinno się w Polsce zakazać. Zabronić wymawiać słowa "uczciwość". A szczególności w biznesie. Wykreślić z słownika języka polskiego.

Milczał.

- Wiesz, dwie rzeczy zauważyłem. Pierwsza, że poseł nie wie, co ma robić. To bardzo dziwne. Jak on sobie wyobraża pracę, jako posła? Pisanie ustaw w zaciszu i branie diety? O ile wiem to w Polsce wcale nie jest taka mała.
Druga rzecz to jego brak zaangażowania i strach.

- Strach? Co ty opowiadasz? - rzucił przyjaciel.

- Tak, strach. Mówił, że "nie chcę palić za sobą mostów". Jak to rozumieć? Szczególnie w polityce?

- "Pokorne cielę dwie matki ssie". Znam to z czasów PRL-u. Uległość, kiwanie główką, mierny, ale wierny. To zasady tamtych bandyckich czasów. Sądzisz, że poseł zna te zasady?

- Nie wiem, jednak doskonale wiesz, zbyt długo znam politykę i zbyt blisko jej jestem, aby nie zrozumieć znaczenia tych słów w ustach kogoś, kto para się polityką. "Mosty" to nawiązane znajomości. Kiedy te "mosty" zawalają coś, trudno jest przyjąć postawę żądającą naprawy lub wzięcia się do pracy. Chyba, że jest się człowiekiem uczciwym i odpowiedzialnym i stawia się na pierwszym miejscu dobro ludzi pokrzywdzonych. Wynika to z pewnej reguły. Po stronie "mostów" są ludzie niekompetentni, pracujący w określonej grupie według pewnych zasad. Gdyby tam pracowali również ludzie uczciwi to reakcją na bezruch czy niewłaściwe zarządzanie byłaby odmienna, czyli nikt na nikogo by się nie obrażał. Poseł ma dwa wyjścia - dostosować się do reguł "mostu" lub znaleźć rozwiązanie, które zadowoli obie strony. Tutaj poseł przegrał. Nie zdał egzaminu. Kazać ludziom czekać 30 dni, pogrążył się całkowicie. Przecież za tymi "30 dniami" kryją się koszty firm, podatki - państwo przecież traci całkiem sporą ilość gotówki, ZUS, firma traci często bezpowrotnie klientów a co za tym idzie dostawców.

No i zwolnienia pracowników. To poważne obciążenie dla podatników. Zaznaczę - podatników a nie pensji posła.
Powiem tak, dla mnie to dziecinna zabawa w posła.

- Powiedziałbym "niemowlęca". Przecież żaden problem wsiąść telefon, zadzwonić do starszego kolegi po fachu, czyli stażem dłuższym posła, poprosić go o pomoc w rozwiązaniu. Potem grzecznie zadzwonić, przeprosić za kłopot i poprosić o pomoc. Było miło i tak dalej, dalej. Sposób ten zna nawet przedszkolak.
Dlaczego nie wie o tym poseł? Dlaczego każe czekać aż 30 dni?.........

- Pamiętasz B.?

- Tak, a propos jak się czuję?

- Fatalnie. Jednak wrócę do innej rzeczy. Zadzwoniła do mnie kilka dni wstecz i poprosiła o pomoc, gdyż nie ma, czym się dostać z kliniki onkologicznej we Wrocławiu do domu. Po operacji. Kilometrów ponad sto, dla mnie to razy cztery, gdyż musiałem pojechać po jej mamę i dopiero do szpitala. Potem odwieźć ich do domu i wrócić do swojego.

Gdybym był posłem zapewne usłyszałaby owe „30 dni”. Czy stać mnie na takie zachowanie? Umarłbym ze wstydu.
Zrezygnowałem z wielu rzeczy. Do łba mi nie przyszło nawet, że odmówiłbym lub nie pojechał. Wszystkie problemy związane z wyjazdem pozałatwiałem i późnym popołudniem ruszyłem. O drugiej w nocy w domu, rano siódma byłem już na zastępstwie. Czy ja jestem posłem, radnym? Jeszcze oni kpią ze mnie, szydzą, gardzą i odwracają się plecami wyniośle nosząc głowę……”

Słuchałem milcząc.


Zakończyliśmy rozmowę na poszukiwaniu rozwiązań, na które nie znalazł sposobu poseł z Leszna.

W całej sprawie przyświeca jedna myśl - Bal szyderców się jeszcze w Polsce nie skończył. Dopiero się zaczął. Słusznie przyjaciel zrobił nie głosując, bo gdyby tak zrobił to obawiam się, że poseł z jego ust usłyszałby kilka ostrych, niemiłych słów. Znamy go aż za dobrze, aby nie wiedzieć jak zareaguje na „inność” tych, co mają obowiązek służyć państwu i obywatelom.

Zresztą sami tego chcieli. Nikt ich nie przymuszał do bycia posłem.

A może w Polsce jest już "kantokracja"?

Opisany poseł jest członkiem Platformy Obywatelskiej. Co nie oznacza, że inne partię mają innych posłów.....

Oprac. Paul Lomax